Генрик Сенкевич «Фонарщик на маяке»/
Henryk Sienkiewicz «Latarnik»
«Czytamy po Polsku czyli Polonijna Biblioteka w domu».
2-го мая отмечается День Полонии и поляков за границей, в связи с этим хочется снова обратиться к творчеству первого польского нобелевского лауреата в области литературы (1905 г.) Генрика Сенкевича и, в частности, к его произведению «Фонарщик на маяке».
Эта трогательная новелла повествует о польском эмигранте, который после того, как принял участие в Ноябрьском восстании 1830 года, был вынужден покинуть свою страну. Почти всю свою жизнь он проблуждал по всему миру, много раз рискуя жизнью.
Тихую и спокойную жизнь он нашел на маяке, где работал фонарщиком, но вскоре одно событие снова перевернуло его жизнь и показало ему, как сильно он любит свою Родину и тоскует по ней.
2 maja obchodzimy Dzień Polonii i Polaków za granicą, w związku z tym chcielibyśmy jeszcze raz zwrócić się do twórczości pierwszego polskiego laureata Nagrody Nobla w dziedzinie literatury (1905r) Henryka Sienkiewicza, a dokładnie do jego dzieła «Latarnik».
Ta wzruszająca nowela opowiada o polskim emigrancie, który wziąwszy udział w Powstaniu Listopadowym 1830r, musiał opuścić kraj. Prawie całe swoje życie tułał się po świecie, wiele razy ryzykując życie.
Ciche i spokojne życie znalazł w latarni morskiej, gdzie pracował jako latarnik, ale wkrótce jedno wydarzenie ponownie przewróciło jego życie i pokazało mu, jak bardzo kocha swoją Ojczyznę i jak bardzo za nią tęskni.
Читает Ирина Артемова
Henryk Sienkiewicz «Latarnik» (odcinek)
Pewnego razu, gdy łódź przywiozła wodę i zapasy żywności, Skawiński, zeszedłszy w godzinę później z wieży, spostrzegł, że prócz zwykłego ładunku jest jeszcze jedna pacz-ka więcej. Na wierzchu paczki były marki pocztowe Stanów Zjednoczonych i wyraźny adres „Skawiński Esq.”, wypisany na grubym żaglowym płótnie. Rozciekawiony starzec przeciął płótno i ujrzał książki: wziął jedną do ręki, spojrzał i położył na powrót, przy czym ręce poczęły mu drżeć mocno. Przysłonił oczy, jakby im nie wierząc; zdawało mu się, że śni — książka była polska. Co to miało znaczy?! Kto mu mógł przysła książkę?
W pierwszej chwili zapomniał widocznie, iż jeszcze na początku swej latarniczej kariery przeczytał pewnego razu w pożyczonym od konsula »Heraldzie« o zawiązaniu polskiego Towarzystwa w New Yorku i że zaraz przesłał Towarzystwu połowę swej miesięcznej pen-sji, z którą zresztą nie miał co robić na wieży. Towarzystwo wywdzięczając się przysyłało książki. Przyszły one drogą naturalną, ale w pierwszej chwili starzec nie mógł pochwy-tać tych myśli. Polskie książki w Aspinwall, na jego wieży, wśród jego samotności, była to dla niego jakaś nadzwyczajność, jakieś tchnienie dawnych czasów, cud jakiś. Teraz wydało mu się, jak owym żeglarzom wśród nocy, że coś zawołało na niego po imieniu głosem bardzo kochanym, a zapomnianym prawie. Przesiedział chwilę z zamkniętymi oczyma i był prawie pewny, że gdy je otworzy, sen zniknie. Nie! Rozcięta paczka leża-ła przed nim wyraźnie, oświecona blaskiem popołudniowego słońca, a na niej otwarta już książka. Gdy stary wyciągnął znowu po nią rękę, słyszał wśród ciszy bicie własnego Poezja, Polak, Walka serca. Spojrzał: były to wiersze. Na wierzchu stał wypisany wielkimi literami tytuł, pod spodem zaś imię autora. Imię to nie było Skawińskiemu obce; wiedział, że należy ono do wielkiego poety, którego nawet i utwory czytywał po trzydziestym roku w Paryżu.
Potem, wojując w Algerze i w Hiszpanii, słyszał od rodaków o coraz wzrastającej sławie wielkiego wieszcza, ale tak przywykł wówczas do karabina, że i do ręki nie brał książek.
W czterdziestym dziewiątym roku wyjechał do Ameryki i w awanturniczym życiu, jakie prowadził, prawie nie spotykał Polaków, a nigdy książek polskich. Z tym większą też skwapliwością i z tym żywiej bijącym sercem przewrócił kartę tytułową. Zdało mu się teraz, że na jego samotnej skale poczyna się dziać coś uroczystego. Jakoż była to chwila wielkiego spokoju i ciszy. Zegary aspinwallskie wybiły piątą po południu. Jasnego nie-ba nie zaciemniała żadna chmurka, kilka mew tylko pławiło się w błękitach. Ocean był ukołysany. Nadbrzeżne fale zaledwie bełkotały z cicha, rozpływając się łagodnie po pia-skach. W dali śmiały się białe domy Aspinwallu i cudne grupy palm. Naprawdę było jakoś uroczyście, a cicho i poważnie. Nagle wśród tego spokoju natury rozległ się drżący głos starego, który czytał głośno, by się samemu lepiej rozumieć:
Litwo, ojczyzno moja, ty jesteś jak zdrowie!
Ile cię trzeba cenić, ten tylko się dowie,
Kto cię stracił. Dziś piękność twą w całej ozdobie
Widzę i opisuję, bo tęsknię po tobie…
Skawińskiemu zabrakło głosu. Litery poczęły mu skakać do oczu; w piersi coś urwało się i szło na kształt fali od serca wyżej i wyżej, tłumiąc głos, ściskając za gardło… Chwila jeszcze, opanował się i czytał dalej:
Panno Święta, co jasnej bronisz Częstochowy
I w Ostrej świecisz Bramie! Ty, co gród zamkowy
Nowogrodzki ochraniasz z jego wiernym ludem!
Jak mnie, dziecko, do zdrowia powróciłaś cudem,
(Gdy od płaczącej matki pod Twoją opiekę
Ofiarowany, martwą podniosłem powiekę
I zaraz mogłem pieszo do Twych świątyń progu
Iść, za zwrócone życie podziękować Bogu),
Tak nas powrócisz cudem na Ojczyzny łono…
Wezbrana fala przerwała tamę woli. Stary ryknął i rzucił się na ziemię; jego mleczne włosy zmieszały się z piaskiem nadmorskim. Oto czterdzieści lat dobiegało, jak nie widział kraju, i Bóg wie ile, jak nie słyszał mowy rodzinnej, a tu tymczasem ta mowa przyszła sama do niego — przepłynęła ocean i znalazła go, samotnika, na drugiej półkuli, taka kochana, taka droga, taka śliczna!
Генрик Сенкевич «Фонарщик на маяке» (отрывок)
Однажды, когда лодка привезла воду и запас пищи, Скавиньский, сойдя вниз часом позже, заметил, что, кроме обыкновенного свёртка, есть и ещё какой-то. На грубом полотне были видны почтовые марки Соединённых Штатов и чёткий адрес «Skawinski, Esq.» Заинтересованный старик разорвал полотно и увидал книжки: взял одну и положил её обратно, причём руки его сильно задрожали. Он закрыл глаза, точно не доверяя самому себе; ему казалось, что он спит, — книжки были польские. Что это такое значит? Кто мог ему прислать книжки?
В первую минуту он, очевидно, забыл, что ещё в начале своей службы на маяке ему пришлось прочесть в номере Herald’а об основании польского общества в Нью-Йорке, и что он тотчас же отослал туда половину своего месячного жалованья, с которой не знал что делать. Общество, в знак благодарности, прислало ему книжки. Они явились простым путём, но старик в первое время ничего не мог сообразить. Польские книжки в Эспинвале, в его башне, на его одиноком острове были для него неожиданностью, точно отзвуком давно прошедших времён, чудом. Теперь он чувствовал себя как те моряки. Кто-то назвал его по имени голосом дорогим, но — увы! — забытым. Он просидел несколько минут с зажмуренными глазами и почти был уверен, что как только раскроет их, — сон пропадёт. Нет! Разорванная пачка лежала перед ним тут же, освещённая лучами солнца, — развёрнутая книжка оставалась в том же положении. Когда Скавиньский вновь протянул за нею руку, он почти слышал среди тишины биение собственного сердца. Он посмотрел, то были стихи. Наверху стояло крупными буквами название пьесы, внизу — имя автора. Имя это не было чуждо Скавиньскому; он знал, что оно принадлежит великому поэту, да он и читал его произведения в тридцатых годах в Париже.
Потом, сражаясь в Алжире и Испании, он слыхал от соотечественников о растущей славе великого барда; но так уже привык к карабину, что и в руки не брал книжки.
В 49-м году он выехал в Америку и, ведя жизнь авантюриста, почти не встречал поляков, а польских книжек не встречал и вовсе. Тем с большим любопытством и биением сердца перевернул он заглавную страницу. Ему казалось, что на его дикой скале начинается праздник. Пора была самая жаркая. Эспинвальские часы пробили пять пополудни. Ясного неба не омрачала ни одна тучка, только несколько чаек плавало в бесконечной лазури. Океан почти совсем заснул. Прибрежные волны еле-еле журчали, тихо лобзая окраины берегов. Вдали улыбались белые домики Эспинваля и чудные группы пальм. И вправду, везде было тихо, торжественно. Вдруг, среди спокойствия, раздался дрожащий голос старика. Он читал громко, чтобы самому понять лучше:
Литва, моя отчизна! ты как здоровье наше:
Когда тебя утратим, ты нам милей и краше.
Теперь, с тобой расставшись, о, родина моя!
Тебя с тоской сердечной пою и вижу я…
У Скавиньского не хватило голоса. Буквы начали прыгать у него в глазах; в груди точно что-то порвалось и волною шло от сердца всё выше, заглушая голос, стискивая горло… Прошла минута; он оправился и читал далее:
Небесная Царица! Ты дивно в Острой Браме
Сияешь горней славой! Ты в Ченстоховском храме
И в замке новогрудском хранишь своих детей!
Меня Ты исцелила на утре юных дней,
Когда меня родная, утратив все надежды,
Повергла пред Тобою, и я, больные вежды
Подняв на лик пречистый, восстать нежданно мог
И с жаркою мольбою упасть на твой порог:
Так чудом возвратишь Ты меня к отчизне милой!
Расходившаяся волна прорвала плотину воли. Старик зарыдал и упал наземь, седые волосы приникли к морскому песку. Вот скоро минет сорок лет, как он не видал родины, и Бог знает — сколько, как не слыхал родной речи; а вот теперь эта речь сама пришла к нему, переплыла океан и застала его, одинокого, на другом полушарии, такая любимая, такая дорогая, такая чудная!
(Перевод Вукола Михайловича Лаврова, 1893)